niedziela, 31 marca 2013

jajka jajka jajka

Wielkanoc, czyli hurra, okazja by pobawić się naturalnymi barwnikami:)

Chociaż w tym roku nie cisnęło mnie jakoś szczególnie na obchodzenie świąt i zrobiłam wersję minimum - barwienie jajek cebulą, kurkumą, i czerwoną kapustą. W zeszłym roku tej ostatniej nie udało mi się kupić, więc mimo wszystko w tym jakieś nowości były.

Zabrałam się za tworzenie oczywiście po nocy:D najpierw cebula, podczas gdy kapusta sobie cicho pyrkała, a wywar z niej przybierał piękną, granatowo-fioletową barwę. Gotowałam jajka w cebulowej kąpieli, wyciągałam w różnych odstępach czasu... i jakież było rozczarowanie moje gdy wszystkie ukazywały identyczną, kupopodobną barwę>< Chwilę później pierwsze wyciągnięte z moczenia z kapuście i kurkumie jajka wyszły blado i smutno, więc ogólnie było morale na zero, poczucie porażki i takie tam. Rozważałam wzięcie udziału w konkursie na najbrzydsze jajko, może tam chociaż osiągnę sukces:P (serio jest coś takiego - http://uglyeastereggcontest.com/ -polecam!:D) Mimo wszystko wrzucam zdjęcie zrobione wtedy po nocy, z lampą błyskową. Dokumentacja procesu;p

Drużyna kupojajek to oczywiście cebula. Zielonkawe to chyba combo kurkumy i kapusty. Czerwonawe - jajko tylko moczone, a nie gotowane w cebuli. Jedna kurkuma trzyma fason i jajko z niej wyjęte faktycznie ma kolor żółty:D

Zostawiłam jeszcze kilka na moczenie się w wszystkich barwnikach i padłam spać.

A rano - Niespodzianka! Ale jaja! Kolory! Jajka pozostawione w kapuście przybrały barwę granatu. Te z kurkumy ciepły, mocny żółty. Te moczone w cebuli - widzę czerwień! I ostatecznie miałam oczekiwane kolorki. I lepsze światło do zdjęć i wyższe morale i w ogóle świat był piękniejszy:D


Jeszcze kwestia nieudanego farbowania w cebuli - w zeszłym roku robiłam je jakoś inaczej i gdy próbowałam te wyjęte z cebuli drapać, barwnik schodził paskudnie nierówno. A nuż widelec teraz coś się zmieniło...?

I faktycznie się zmieno:)) Jajka gotowane w cebuli istnie po to, by robić z nich kraszanki:)

Skrobane półprzytomnie przed zaśnięciem, za pomocą jakże profesjonalne sprzętu jakim nożyk do papieru jest - oto mój koślawy debiut kraszankowy:d Może kiedyś się wprawię, niemniej skoro ja mogę, każdy może też;)

Tak więc ostatecznie na stole wylądowało coś takiego



 
 A tu znalezione jeszcze i dodane jajko mieszanka, cebula+kapusta. Porysowane nieco, "nazarok" pokombinować nad osiągnięciem gładkości doskonałej. Chociaż w sumie te niedoskonałości mi się podobają:)


Ogólna metoda do każdego koloru: 
1.) Gotujemy jajka. 
2.1) Robimy wywar z czerwonej kapusty/łupin cebuli - mnw. tyle surowca, by dał się zalać 1-2l wody. Mi wyszło około kg liści kapusty i podobna objętościowo ilość cebulowych łusek. Czas gotowania - kapusta do pół godziny, cebuli zalanej już ciepłą wodą starczyło 15 min. Po ugotowaniu wywar odsączyć.
2.2) Kurkuma - nie trzeba jej gotować. 3-4 łyżki przyprawy zalewamy wrzątkiem. (Ja dałam litr)
3.) Dodajemy do wiedźmich wywarów sól i ocet. (Nie szaleć z octem, 3-4 łyżki i starczy. Sól podobnie.)
4.) Moczymy jaja. Zależnie od czasu moczenia wyjdzie nasycenie koloru.

Metoda na kraszanki:
1.) łupiny cebuli zalewamy litrem-dwoma wody (może być już ciepła), gotujemy (z 15 min), po ugotowaniu odcedzamy łupiny.
2.) Dodajemy trochę (ze 2 łyżki) octu i tyleż soli...
3.) Wkładamy do wywaru surowe jajka. Gotujemy je ok 15 min, kilka minut w tę czy w tamtą nie robi tu różnicy.
4.) Po wystudzeniu dostajemy jajka w kolorze matowego brązu. Wówczas narzędzie skrobiące w dłoń, a dalej już wodze fantazji;)

Wnioski z całej zabawy:    
-aby uzyskać czerwony, jajka w wywarze z cebuli należy tylko moczyć. Do godziny by uzyskać bladą, jasną czerwień, dłużej dla kolorów nasyconych.
-jajka ugotowane w wywarze z cebuli do innych farbowań nie będą pasować. Za to jak ktoś chce kraszanki - ideał.
-kurkumie do uzyskania żółtego naprawdę wystarczy godzinka;p Im dłużej tym bardziej pomarańczowo.
-a kapuście dla niebieskiego nie trzeba całej nocy, wyjdą granaty;) Do tego po całej nocy może złazić wierzchnia warstwa skorupki (ach ten ocet, jak mniemam).
-barwniki mieszają się kiepsko, niemniej z połączenia kurkumy i kapusty wyjdzie oliwkowy, zaś jeśli ugotowane w cebuli wrzuci się do kapusty na noc - można liczyć na jajko... czarne:)
 -I jeszcze - używałam zwykłych jajek w kolorze jajka, raczej ciemnych. Możliwe że korzystając z takich jaśniutkich można liczyć na jeszcze żywsze efekty.

Naturalne farbowanie>chemiczne barwniki. Kolory są ładniejsze, pasują jajkom naturalne odcienie, zamiast jaskrawych, sztucznych. Śmierdzi to mniej, chemii mniej. Pracy trochę więcej, jednak moim zdaniem warto:)
To jeszcze do wykminienia "nazarok" został porządny, soczysty zielony. Idę cieszyć się innymi aspektami świąt - siostra zrobiła fantastyczny sernik:)

poniedziałek, 18 marca 2013

Historia jednej wełenki

Nabyłam ją gdzieś w wakacje, na hurra, chociaż nie miałam wobec niej żadnych planów. Cena jak za 100% wełnę (zaraz po zakupie zapalniczka w dłoń:D) była "brać! natychmiast!". A żadnych zakupów się nie robi z taką pewnością jak tych kompletnie, cudownie zbytecznych, więc sprawiłam ją sobie od razu:p
3,5mb szczęścia przez zimę służyło jako znakomity kocyk:) W końcu jednak usiadłam i wymyśliłam, co z czegoś tak grubiutkiego można by stworzyć i od jakichś dwóch tygodni w każdej wolnej chwili działam. O czym sobie spokojnie będę pisać w kolejnych postach - 3,5mb starczyło na 3 różne wdzianka i jeszcze na torbę zostało.

Splot skośny łamany, czyli klasyczna jodełka. Przyjemnie historyczna:) Z kolei szerokość materiału (mówili że 140cm, przyjechało 160cm, więc wypas) - fajna, acz niehistoryczna już wcale. Ale o tym, i co z tym, następnym już razem.

piątek, 15 marca 2013

Przędzenie, czyli achievement unlocked:)

Zabierałam się dłuuuugo. Już nawet miałam kupioną gdzieś, kiedyś czesankę (a nawet i kilo runa, które wciąż czeka na upranie:D), ale grzebałam się z kupieniem/zrobieniem wrzeciona. Aż dwa dni temu w drzwiach stanął luby i w ramach powitania wyciągnął z kieszeni wymiętą kopertę bąbelkową.
A w niej cudnej urody wrzecionko od Apaczomira!^^

Powód dla którego siedzę tu przy kompie, zamiast z wrzecionem w łapkach? Skończyła mi się czesanka:D

Sprzędłam na razie tylko tę malutką porcyjkę jaką miałam, chyba około 30g. Zajęcie jest przyjemne, i chociaż powtarzalne i w teorii proste, wymaga nauczenia się i sporo wprawy. Drugiego dnia przysiadania się do wrzeciona na godzinkę-dwie zaczęłam trybić. Radość gdy widzi się równą (przynajmniej partiami:D) i cienką nitkę, niesamowita^^




W tle włóczka kupna, dla porównania grubości;p Rozważam skręcenie swojej w dwunitkę. Albo pójdzie na szycie, albo okaże się że jednak jest jakaś nie taka, rozkręca się i na pamiątkę zostanie:D

Teraz już tylko czekam na zamówiony zapas czesanki:)