poniedziałek, 23 września 2013

World day of spinning in public - relacja Poznań 2013

Zapragnęłam zagrać na nosie jesieni (zazwyczaj jej przybycie obwieszcza się tym, że przestaję jeździć jak wariat i tkwię w Gdańsku w towarzystwie obowiązków.) - i 21 września udałam się świętować Światowy Dzień Przędzenia w Miejscach Publicznych do Poznania:)


Nazwa mówi wszystko - dzień w którym prządki wychodzą z domów, wynoszą wrzeciona, albo i kołowrotki na plecach, bo czemu nie, pojawiają się na ulicach, w parkach i innych przybytkach razem ze swoim hobby. I przędą! Nam przypadło działać w Museum Cafe, nieopodal poznańskiego rynku. 


 
Z mojej strony smutek że nie wpadłam na to, by przywieźć coś gotowego ze sobą - dziewczyny utworzyły Ścianę swoich wyrobów która prezentowała się cudnie. Ale moich tam niet, tak się kończy oszczędzanie na bagażu:P. Może za rok;)


Z samego przędzenia - moim wydarzeniem dnia było usiąść przy kołowrotku! Pierwszy raz! Alicja udostępniła mi swoją Sonatę i pokazała co i jak (za co dziękuję:*). Po dwóch? godzinach powstała Moja Pierwsza Włóczka Kołowrotkowa. A że ja to ja i skłonność do przekrętów mam silną, na wrzecionie już ujarzmioną, ale w duszy gdzieś stale drzemie, nie obyło się bez tychże - i oto jest, zakręcona pszczółka, mieszanka czesanki Alicji w kolorze naturalnym i mojej, barwionej brzozą.

Rzeczona Sonata, już w rękach właścicielki;)
Chciałoby się więcej. Główna zaleta kołowrotka - tempo. Tempo powstawania włóczki, absolutnie nieosiągalne na wrzecionie. Druga zaleta - ilość nawoju jaka wchodzi na szpulę w kołowrotku. Również nieosiągalna na moim ukochanym patyczku z przęślikiem. Jak się chce jakieś bardziej hurtowe ilości włóczki tworzyć, nie rekonstrukcyjne (to cudo pojawia się w nowożytności, w pl to w ogóle w XIXw i nie ma zmiłuj:p), to kołowrotek jest niezastąpiony. I powoli zaczynam myśleć o sprawieniu sobie jednego...


 

Ale wracając do relacji. Były kołowrotki, były wrzeciona, w kawiarni stanął nawet warsztat tkacki. Z kręcących się atrakcji była też lira korbowa w rękach Barbary Wilińskiej - odbyły się warsztaty śpiewu przez nią prowadzone. Przędłam i nuciłam i słuchałam - magia. Tak spędzać długie zimowe wieczory to ja rozumiem...
Odbyła się również pogadanka o dawnych metodach przędzenia. I tak, w przyjemnej atmosferze minął czas aż do popołudnia, gdy ruszyłam eksplorować poznańskie Muzeum Archeologiczne - ale to już temat osobny.

Miłość własna nie ucierpiała -sama sobie rzecz jasna zdjęc nie strzelałam, ale znalazłam się w jednej relacji. Jeszcze z wrzecionem:)








  
Może by tak częściej niż co roku?;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz