Tym razem króciutko. Tak naprawdę to ja nie jestem krajkowa. Nauczyłam się te parę lat temu startując z rekonstrukcją, popełniłam kilka prostych krajek, tyle żeby mieć się czym przewiązać w pasie, standardowo, romby, strzałki, iksy... po czym odkryłam farbowanie i tabliczki poszły w kąt:P Od tamtego czasu zbierałam się i zbierałam by przysiąść i opanować trudniejsze wzory. I zbierałam się i zbierałam... Zmobilizowała Thurid, jak zwykle;D Po pierwszym spotkaniu pod hasłem "robimy te o, faliste" urodziła się taka krajeczka:
Wzór opanowany, Tesia zadowolona. Jako że to mój pierwszy w życiu kivrim, jest próbkowy - nie robiłam z swoich sprzędzionych włóczek, tylko z jakichś wykopalisk z dna szuflady - biały i brąz z rasy owiec akrylowych, zieleń - 100% wełna, ale kupna;p
Tylko długość wyszła bez sensu, samego wzoru jest skromne 110cm. Pocięłam włóczkę na kawałki 160cm, liczyłam na jakieś 130, żeby chociaż pasek z tego był czy coś. Wniosek prosty: od uciętej włóczki zawsze odjąć pół metra w obliczeniach i nie ma że jakoś upchnę;]
A w międzyczasie Owka napisała ciekawy i przekonujący post o tym, jak to ten wzór jest mało historyczny. Warto się zapoznać. Nie mnie z tą wiedzą polemizować, jak już pisałam, jestem mało krajkowa. Tak czy siak, co się nauczyłam i utkałam, to moje, choćby dla samej przyjemności umienia:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz